Przejdź do głównej zawartości

Narodowa kwarantanna XXXI – Na szlaku Alleluja

12 kwietnia 2020
film na dziś "Na szlaku Alleluja" 

Tegoroczne przygotowania do świąt rzecz jasna przebiegały u mnie zupełnie inaczej. W ubiegłym roku gotowałam, piekłam. Akurat urodził się mój wnuk i święta spędzaliśmy w powiększonym gronie. Wspólnie święciliśmy jajka, wspólnie jedliśmy obiad....
Wczoraj przygotowałam jedynie sałatkę warzywną i babę wielkanocną. Przy kręceniu tej ostatniej (nie mikserem, własnoręcznie, takim czymś do kręcenia ciasta) dopadły mnie wspomnienia – wielkanocne.

To było w 1978 roku.... roku maturalnym. Kończyłam szkołę średnią i byłam zakochana. Na święta wielkanocne mama wyjechała do sanatorium. Ojciec z bratem skorzystali z zaproszenia na chrzciny do rodziny w innym mieście. Ja nigdy nie przepadałam za rodzinnymi zlotami. Złośliwie nazywałam je sabatami.

Zostałam w domu sama. Kupiłam trochę ciasta. Wędlina w domu była. Wymalowałam jajka. W sobotę wraz ze swym chłopakiem poszliśmy te jaja poświęcić. Umówiliśmy się na wspólne spędzenie świąt.

Pierwszego dnia spotkaliśmy się o szóstej rano przed drzwiami katedry. Poszliśmy na mszę zwaną „Rezurekcją”. O tej godzinie we wszystkich wypełnionych po brzegi kościołach rozbrzmiewały dzwony, a tłum śpiewał „Wesoły nam dziś dzień nastał”.
Było coś magicznego w tej rannej mszy.... Słońce właśnie wstawało i przedzierało się z mroków nocy.... piękna symbolika pięknego religijnego doznania....

Tak się wówczas czułam.... zwłaszcza, że obok stał ukochany....

Po mszy poszliśmy do mego mieszkania i zjedliśmy skromne świąteczne śniadanie. Po raz pierwszy razem, w ten szczególny czas, elegancko ubrani zasiedliśmy przy stole. Tylko we dwoje....
Było uroczyście i błogo.

Zaplanowaliśmy również dalsze świętowanie. Spotkamy się po wszystkich hecach rodzinnych, śniadaniach, obiadach, rozmowach z ciociami i wujkami. Oczywiście, że u mnie, wszak chata wolna.

W oczekiwaniu na spotkanie włączyłam telewizor. No nie, bez przesady, całego programu nie pamiętam. Był wyjątek. 

Amerykański film z 1965 roku „Na szlaku Alleluja”. Komedia westernowa. Ubaw po pachy. Faceci i whisky. Indianie i feministki. Słowem – siedziałam sama w domu i śmiałam się do łez.

Mój chłopak przyszedł wraz ze wspólnym kumplem. Spotkał go na ulicy, kiedy ten prysnął z domu. Miał dość rodzinnego sabatu. Przygarnęliśmy go pod nasze skrzydła. Niech człowiek nie będzie sam w te święta.

W sumie nie pamiętam, kto dostarczył zaopatrzenie w postaci tradycyjnego polskiego „pół litra” . Czy któryś z panów zwinął rodzinie, czy też ja zapobiegliwie kupiłam.... W każdym razie procenty były, jajka też, jakaś odrobina wędliny. Wystarczyło, by usiąść, pośmiać się, pogadać o przyziemnych sprawach, o szkole, nauczycielach, zbliżającej się maturze, pogodzie, obgadać innych znajomych i ponarzekać na rodziców.

Kiedy w butelce pokazało się dno, postanowiliśmy pójść na spacer. Było już ciemno. W prowincjonalnym miasteczku tradycyjnie nie było nikogo na ulicach. Doszliśmy aż do mostu na rzecze będącego równocześnie jedną z dróg wylotowych z miasta. Humor nam dopisywał i zaczęliśmy machać do nielicznych ludzi poruszających się samochodami. Kto miał większy ubaw? Pewnie my. Tamci patrzyli na nas co najmniej dziwnie.

Ktoś się nawet zatrzymał, pytając co się stało.
„Nic! Wesołych świąt!”
Nie zakumał. Posłał w naszą stronę wiązankę słowną, którą zwykle stosuje się w przypadku spotkania z osobą nadużywającą.

Rozstaliśmy się późną nocą. Każdy poszedł w swoją stronę.

Dziś, kiedy inni pytają mnie o wspomnienia związane ze świętami, przed oczami mam właśnie tamtą Wielkanoc. Zupełnie nie wiem dlaczego....

Ukochany wyjechał. Gdzieś mieszka w Polsce.... Kumpel mówi „Cześć” na ulicy.... 

Dziś znowu jestem sama w świąteczny dzień....
Oczywiście, zaraz zrobię jednoosobowe świąteczne śniadanie i włączę „Na szlaku Alleluja”!

Wesołych Świąt!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I

  Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I  Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... Wszystko zaczęło się jednak wcześniej.... 8 marca 2020 - niedziela Właśnie wracam do Łomży. Pewnie do domu, bo tam mam swoje M... Ale to nie takie jasne. Wracam z Wałbrzycha. Niektórzy mówią, że ze Szczawna Zdroju. Bo od szesnastu lat, jeżdżąc do ukochanego rodzinnego Wałbrzycha, kwateruję w Szczawnie Zdroju. Odległość między miastami jest żadna. Ulica podzielona znakami na dwie części. Z jednej Andersa w Wałbrzychu, z drugiej – Solicka w Szczawnie. A w uzdrowisku więcej tańszych kwater do wynaję...

Narodowa kwarantanna L - Niech się świeci 1 Maja

film na dziś „Biało-niebieski sen” https://www.youtube.com/watch?v=3UuMwDek6U8 Oto kochani zbliżyliśmy się do takiej rocznicowej cyfry. Pierwszy felieton napisała dla Was 13 marca... który jest dziś.... widać. I to już będzie koniec... Koniec mego pisania pod hasłem „Narodowa kwarantanna”. Bo inne felietony oczywiście będą, nie codziennie, ale będą. Zatem tak całkowicie nie opuszczajcie cioci Grażynki. Dlaczego akurat dziś kończę? Pierwszy powód to oczywiście wymieniona powyżej cyfra. Chciałam co prawda dociągnąć do tej oznaczającej mój wiek, ale pomyślałam o kłopotach. Kłopotach tematycznych. Od kilku dni przerzucam sieć, nawet programy w różnych tv zaczęłam oglądać, by znaleźć natchnienie. Kiepsko jest. Zauważyłam, że mały, wredny hitlerek zaczyna znikać. Oczywiście, że nie z naszego życia. Z ekranów. Monitora i telewizora w moim przypadku. Jest go coraz mniej, a jego miejsce zajmują wybory. Jasne, że prezydenckie, nie te związane z zakupami, czy kupić „Żu...

Narodowa kwarantanna VI – Nuda

18 marca 2020                  film na dziś "Potop" Wczorajszy dzień rozpoczęłam od przeliczania dawki leku dla swojej suni. Normalna procedura po ataku padaczki. Tabletka, którą posiadam to 100 mg, jej średnica – 1cm. Ten centymetr kroiłam do tej pory na osiem części, bo pies przyjmował 2x12,5 mg, dziennie – 25 mg. Teraz trzeba zwiększyć dawkę o połowę. Jako, że jestem specjalistką od nauk humanistycznych i na bank mam dyskalkulię, przeliczenie było dla mnie matematyką większą. No nie, bardziej się tej tabletki nie da pokroić. Trzeba zmienić sposób dawkowania. Na noc – 25 mg, czyli jedna czwarta tabletki, a na dzień – 12,5 mg czyli owa jedna ósma. Krojenia będzie mnie. Wiem, że najlepiej gdyby były takie dawki bez potrzeby krojenia, ale przez ostatnie pół roku mój, to znaczy Kulki, lekarz nie mógł ich w hurtowni namierzyć. Wypisywał zatem receptę, a ja kupowałam luminal w normalnej aptece. Mam co prawda kilka listków z dawką odpo...