Przejdź do głównej zawartości

Narodowa kwarantanna XLVIII – Branża funeralna i sklep ogrodniczy


                film na dziś "Zgon na pogrzebie"

Zacznijmy od tego, że wczoraj, późną nocą, podczas ostatniego zerkania w internet, zamroczyło mnie. To znaczy zamroczyła informacja, że „ Branża funeralna nie wierzy w zabójczy efekt epidemii. Spadek liczby pogrzebów”. Przeczytałam dokładnie kilka razy, bo myślałam, że to jakiś żart.... no nie... ponoć tak jest.
Co prawda tłumaczenie dlaczego tak jest, było w tekście już nie do końca jasne. Ale jeśli rzeczywiście tak jest? Sprawa robi się wyjątkowo ciekawa.

Wśród swoich znajomych zrobiłam ankietę, kto zna kogoś, kto chorował.

Nawet córka pracująca w stolicy, wykonująca zawód podwyższonego ryzyka, nikogo takiego nie zna. O innych nie wspomnę.

Oczywiście, że w chorobę wierzę. W każdą chorobę wierzę. W siłę grypy też. Dziesięć lat temu na powikłania pogrypowe zmarła moja koleżanka. Kiedyś wybrałam się na urlop dwa tygodnie po przebytej ciężkiej grypie. Większość czasu spędziłam w pokoju. Była bardzo osłabiona.

W ciężki przebieg choroby oczywiście, że wierzę. Każdej choroby.

Czy ktoś z was chorował na „różyczkę” w wieku 18 lat? Albo na „świnkę” w wieku 32? Ja miałam „różyczkę”, sąsiadka wraz z synem chorowała na „świnkę”. Nawet nie wiem, jak opisać przebieg owych chorób u osób dorosłych. Do tej pory na wspomnienie, dreszcze chodzą mi po ciele.

Do dziś pamiętam anginę z 40 stopniami gorączki. Utrata przytomności, majaczenie, jakieś obrazy przed oczyma, odór z gardła i zastrzyki dwa razy dziennie.

Każda choroba może mieć łagodny lub ciężki przebieg. Na każdą można umrzeć. Każdą trzeba leczyć. Małego, wrednego hitlerka też trzeba przegonić.

Tyle o artykule z wczorajszego wieczoru, który zakończył pierwszy, szalony dzień.

Był starannie zaplanowany. Wraz z synem mieliśmy zrobić zakupy. Ja postanowiłam po raz pierwszy od pięćdziesięciu dni zaatakować sklep wielkopowierzchniowym, syn kupić obrzeża betonowe. W planach był wspólny wyjazd na działkę.

Najpierw poszłam do sklepu ogrodniczego. Wchodzę. Dwie kasy. Obie za tzw. wiszącą z sufitu pleksą. Dziadek działkowiec kupuje cebulki roślin. Te weźmie, tamtych nie. A jakie są te? Duże wyrosną? Wszystkie cebulki – sadzeniaki znajdują się na ladzie. Pokornie stoję w odległości dwóch metrów. Ale co to? Za mną ustawia się kolejka. Pani w maseczce prawie mnie dotyka. Chcę się odsunąć. Gdzie? Dokąd? Za panią – facet bez maseczki. Naciera na panią. Ta się nie odsuwa. Widocznie lubi, jak ktoś się do niej przylepia.

Docieram do lady. Środek owadobójczy na drzewka. Nasiona „Łąka kwietna”. Nie ma, wykupione. Ale mogę przecież kupić kilka opakowań innych polnych kwiatków i wymieszać. „Proszę mi coś zaproponować” - mówię do pani. I wtedy pani pozostawia pleksę w spokoju, wychodzi i zaprasza mnie do witryny z nasionami. Żadnej odległości. To samo z sekatorem. Też pokazuje mi kilka sztuk...

Teraz już wiem, że jeśli zapadnę na małego, wrednego hitlerka, to znaczy, że złapałam go w tym sklepie.

W wielkopowierzchniowym jest już idealny porządek. Na podłodze oznaczenie, gdzie są owe dwa metry. Ludzi niewiele. Z półek biorę to, co mam na liście. Czekam na telefon od syna. Ma zadzwonić, kiedy stanie przed sklepem, żeby mnie z zakupami zabrać do domu. Nie dzwoni. Objeżdżam sklep jeszcze raz.

Dawno nie piłam vermutu.

O, wafelków kokosowych też dawno nie jadłam.

Może jeszcze raz na mięsny? W sumie, czemu nie... mogę tę szynkę w promocji kupić. Wrzucę do zamrażalnika. No i co z tego, że wczoraj postanowiłam wyjeść wszystko i lodówkę odmrozić?

I tak w oczekiwaniu na transport kupiłam jeszcze kilka rzeczy poza listą. Kasa mnie podliczyła.

Zaczynam marzyć o kwarantannie i przywożeniu mi zakupów przez syna. Tylko z listy.

A na działkę nie pojechałam, Okazało się, że owe obrzeża są tak ciężkie, iż auto nie wytrzymałoby dodatkowego pokaźnego ciężaru w postaci mojej osoby. Syn zawiózł moje zakupy na chatę, a ja poszłam pieszo.

I wiadomość z dzisiejszego ranka – w Łomży jest czterech chorych na wiadomą chorobę. Wszyscy leczą się w domu.

Lokalne firmy pogrzebowe znowu nie zarobią....


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I

  Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I  Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... Wszystko zaczęło się jednak wcześniej.... 8 marca 2020 - niedziela Właśnie wracam do Łomży. Pewnie do domu, bo tam mam swoje M... Ale to nie takie jasne. Wracam z Wałbrzycha. Niektórzy mówią, że ze Szczawna Zdroju. Bo od szesnastu lat, jeżdżąc do ukochanego rodzinnego Wałbrzycha, kwateruję w Szczawnie Zdroju. Odległość między miastami jest żadna. Ulica podzielona znakami na dwie części. Z jednej Andersa w Wałbrzychu, z drugiej – Solicka w Szczawnie. A w uzdrowisku więcej tańszych kwater do wynaję...

Narodowa kwarantanna L - Niech się świeci 1 Maja

film na dziś „Biało-niebieski sen” https://www.youtube.com/watch?v=3UuMwDek6U8 Oto kochani zbliżyliśmy się do takiej rocznicowej cyfry. Pierwszy felieton napisała dla Was 13 marca... który jest dziś.... widać. I to już będzie koniec... Koniec mego pisania pod hasłem „Narodowa kwarantanna”. Bo inne felietony oczywiście będą, nie codziennie, ale będą. Zatem tak całkowicie nie opuszczajcie cioci Grażynki. Dlaczego akurat dziś kończę? Pierwszy powód to oczywiście wymieniona powyżej cyfra. Chciałam co prawda dociągnąć do tej oznaczającej mój wiek, ale pomyślałam o kłopotach. Kłopotach tematycznych. Od kilku dni przerzucam sieć, nawet programy w różnych tv zaczęłam oglądać, by znaleźć natchnienie. Kiepsko jest. Zauważyłam, że mały, wredny hitlerek zaczyna znikać. Oczywiście, że nie z naszego życia. Z ekranów. Monitora i telewizora w moim przypadku. Jest go coraz mniej, a jego miejsce zajmują wybory. Jasne, że prezydenckie, nie te związane z zakupami, czy kupić „Żu...

Narodowa kwarantanna VI – Nuda

18 marca 2020                  film na dziś "Potop" Wczorajszy dzień rozpoczęłam od przeliczania dawki leku dla swojej suni. Normalna procedura po ataku padaczki. Tabletka, którą posiadam to 100 mg, jej średnica – 1cm. Ten centymetr kroiłam do tej pory na osiem części, bo pies przyjmował 2x12,5 mg, dziennie – 25 mg. Teraz trzeba zwiększyć dawkę o połowę. Jako, że jestem specjalistką od nauk humanistycznych i na bank mam dyskalkulię, przeliczenie było dla mnie matematyką większą. No nie, bardziej się tej tabletki nie da pokroić. Trzeba zmienić sposób dawkowania. Na noc – 25 mg, czyli jedna czwarta tabletki, a na dzień – 12,5 mg czyli owa jedna ósma. Krojenia będzie mnie. Wiem, że najlepiej gdyby były takie dawki bez potrzeby krojenia, ale przez ostatnie pół roku mój, to znaczy Kulki, lekarz nie mógł ich w hurtowni namierzyć. Wypisywał zatem receptę, a ja kupowałam luminal w normalnej aptece. Mam co prawda kilka listków z dawką odpo...