Przejdź do głównej zawartości

Narodowa kwarantanna IX – Szkoła a papier ksero

21 marca 2020

film i książka na dziś "Podróż za jeden uśmiech"

Oczywiście, że dziś o nauczycielach, wszak emerytowany belfer ze mnie i kolegom po fachu moja uwaga się należy.

Zajęcia szkolne w szkole odwołane do świąt. Ale mają się odbywać zdalnie, wirtualnie, monitorowo czy komputerowo. Jak zwał tak zwał. Wiemy o co chodzi. Nauczyciel ma uczyć przy pomocy sprzętu na odległość.

Ktoś w sieci przypomniał, że kiedyś już to było. Nazywało się Telewizyjne Technikum Rolnicze. Były też kiedyś lekcje telewizyjne. Z pierwszych latach pracy pamiętam tworzenie planu lekcji w małej, wiejskiej szkółce.... najpierw wstawiano polski i matmę w czasie, kiedy lekcja była w tv. 
W sumie więc jakby się uparł, pomysł nie taki nowy. Ruszyli więc nauczyciele do boju o kształt nowej szkoły. Oj, ruszyli.

W ubiegłym roku byłam jeszcze czynnym nauczycielem. Pozostała mi z tych czasów grupa na wiadomym portalu. Nie wyrzucili mnie. Dziś czytam, co się w szkole dzieje. Czcionka wydaje mi się być czerwoną od ilości zadawanych podczas dyskusji pytań. Jak uczyć? Wysyłać mailowo czy przez „librusa”? Układać zadania czy trzymać się podręcznika? Co robić jak uczeń nie odbierze wiadomości? Nowe wiadomości czy powtórzenie materiału?
Do tego dochodzą zagadnienia techniczne związane z oprogramowaniem prywatnych komputerów. Tych nie powtórzę. Tępa w tym zakresie jestem.
Słowem – uwierzcie, moi koledzy po prostu starają się.

Ze strony rodziców wygląda to różnie. Zacznijmy od spraw praktycznych. W telewizji pokazywano nowoczesną szkołę, w której nauczyciel siedzi przed kamerą, a na ekranie ma wizerunki uczniów, którzy siedzą przed swoimi kamerami. Praktycznie normalna lekcja. Nie zaprzeczam, są takie szkoły.

W większości jednak jest zupełnie inaczej. Po pierwsze nie każdy nauczyciel dysponuje prywatnym sprzętem pozwalającym mu na taki kontakt z uczniami. Co ja mówię, nauczyciel.... Szkoła nie dysponuje!

Po drugie – Czy każdy uczeń o wskazanej godzinie ma dostęp do kompa? Wyobraźmy sobie rodzinkę 2+2, w której dodatkowo tata pracuje zdalnie, czyli w domu, a laptopy są tylko dwa? Kto ma do dyspozycji tylko „komórkę”?

Pozostaje zatem jedyna możliwość – wysyłanie linków do materiałów znajdujących się już w internecie i zadań do wykonania.

Taka ja problemu by nie miała. Uczyłam polskiego więc treści związanych z przedmiotem w sieci multum. Uczeń jak chce to obejrzy. Jakąś książkę do czytania na ekranie też można zlecić. Podejrzewam, że podobnie może być z taką geografią. Rodzic nie musi w niczym pomagać. Gorzej mają przedmioty ścisłe. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie samodzielnej realizacji jakiegokolwiek tematu z matmy począwszy od siódmej klasy podstawówki. Sama nie dałabym rady, o udzielaniu pomocy własnemu wnukowi na przykład – nie wspominając. Tu potrzebny jest żywy człowiek.

Rodzice mogą mieć zatem problem. Zwłaszcza humaniści. Ale sygnalizowane przez rodziców problemy są inne.

Oto pojawiły się głosy, że nauczyciele przysyłają zbyt wiele materiału i zadań do wykonania. Początkowo, nie powiem, chciałam ich poprzeć. Ale przypomniałam sobie normalną lekcję. Ludzie, tyle właśnie „materiału” omawiamy podczas normalnej lekcji! Fakt, odbywa się to, na przykład na polskim, w formie ustnej. Teraz musimy przenieść to na pisemną...

Kolej na uczniów.... teraz tylko i wyłącznie od nich zależy, czy będą się uczyć, czy nie. Dla mnie to nic nowego. Zawsze mówiłam, że to tylko i wyłącznie im powinno zależeć na nauce. Ja już swojego się wyuczyłam, a pensję będę miała zawsze taką, jaką ustali władza, niezależnie od ocen, które wystawię. Moja postawa nie podobała się co niektórym. Uważali, iż ucznia trzeba do nauki zachęcać. A teraz proszę, wszystko w rękach i głowie ucznia.

Cóż kochani, nikt nie był przygotowany na takie nauczanie. Po epidemii już świat nie będzie taki sam jak był. Szkoła też musi się zmienić.

Aha, jeszcze jedno.... moja była uczennica napisał, że zamiast papieru toaletowego mogła kupić więcej takiego do ksero.... drukuje te zadania, drukuje.... a papieru do drukarki mało... Jeśli więc i wy wysyłacie zdania, by je drukować.... odpuście sobie.
Warto wrócić do starego sposoby zapisu – w takim zeszycie. Mam nadzieję, że w dobie drukarek i ksero ktoś jeszcze pamięta, co to jest kajet....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I

  Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I  Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... Wszystko zaczęło się jednak wcześniej.... 8 marca 2020 - niedziela Właśnie wracam do Łomży. Pewnie do domu, bo tam mam swoje M... Ale to nie takie jasne. Wracam z Wałbrzycha. Niektórzy mówią, że ze Szczawna Zdroju. Bo od szesnastu lat, jeżdżąc do ukochanego rodzinnego Wałbrzycha, kwateruję w Szczawnie Zdroju. Odległość między miastami jest żadna. Ulica podzielona znakami na dwie części. Z jednej Andersa w Wałbrzychu, z drugiej – Solicka w Szczawnie. A w uzdrowisku więcej tańszych kwater do wynaję...

Narodowa kwarantanna L - Niech się świeci 1 Maja

film na dziś „Biało-niebieski sen” https://www.youtube.com/watch?v=3UuMwDek6U8 Oto kochani zbliżyliśmy się do takiej rocznicowej cyfry. Pierwszy felieton napisała dla Was 13 marca... który jest dziś.... widać. I to już będzie koniec... Koniec mego pisania pod hasłem „Narodowa kwarantanna”. Bo inne felietony oczywiście będą, nie codziennie, ale będą. Zatem tak całkowicie nie opuszczajcie cioci Grażynki. Dlaczego akurat dziś kończę? Pierwszy powód to oczywiście wymieniona powyżej cyfra. Chciałam co prawda dociągnąć do tej oznaczającej mój wiek, ale pomyślałam o kłopotach. Kłopotach tematycznych. Od kilku dni przerzucam sieć, nawet programy w różnych tv zaczęłam oglądać, by znaleźć natchnienie. Kiepsko jest. Zauważyłam, że mały, wredny hitlerek zaczyna znikać. Oczywiście, że nie z naszego życia. Z ekranów. Monitora i telewizora w moim przypadku. Jest go coraz mniej, a jego miejsce zajmują wybory. Jasne, że prezydenckie, nie te związane z zakupami, czy kupić „Żu...

Narodowa kwarantanna VI – Nuda

18 marca 2020                  film na dziś "Potop" Wczorajszy dzień rozpoczęłam od przeliczania dawki leku dla swojej suni. Normalna procedura po ataku padaczki. Tabletka, którą posiadam to 100 mg, jej średnica – 1cm. Ten centymetr kroiłam do tej pory na osiem części, bo pies przyjmował 2x12,5 mg, dziennie – 25 mg. Teraz trzeba zwiększyć dawkę o połowę. Jako, że jestem specjalistką od nauk humanistycznych i na bank mam dyskalkulię, przeliczenie było dla mnie matematyką większą. No nie, bardziej się tej tabletki nie da pokroić. Trzeba zmienić sposób dawkowania. Na noc – 25 mg, czyli jedna czwarta tabletki, a na dzień – 12,5 mg czyli owa jedna ósma. Krojenia będzie mnie. Wiem, że najlepiej gdyby były takie dawki bez potrzeby krojenia, ale przez ostatnie pół roku mój, to znaczy Kulki, lekarz nie mógł ich w hurtowni namierzyć. Wypisywał zatem receptę, a ja kupowałam luminal w normalnej aptece. Mam co prawda kilka listków z dawką odpo...