Przejdź do głównej zawartości

Narodowa kwarantanna – drugi dzień minął....

14 marca 2020
film na dziś "Nieustraszeni pogromcy wampirów"

Żyję. Nerwowo było.

Ranek przywitał mnie słońcem. Gdzieś wyczytałam, że wiadomy wirus ginie w temperaturze plus 26, a na zabudowanym balkonie miałam 36 stopni. Iść na balkon, niech wyparzy coś, jeśli jest? Zanim jednak wyprowadziłam psa na szybkie poranne siusianie, zaparzyłam kawę – zachmurzyło się.
Postanowiłam jednak balkon wysprzątać. Oczywiście, że nie teraz, nie zaraz. Mam przecież dużo czasu na kwarantannie.

Tradycyjnie wlazłam więc ponownie do łóżka z kawą i książką. Ambitną. „Dom dzienny, dom nocny” Olgi Tokarczuk. Takie przedłużenie mego pobytu na Dolnym Śląsku. W książce dużo znajomych nazw z moim ukochanym Wałbrzychem na czele.

Ok. 13.00 tradycyjnie wyszłam z Kulką na dłuższy spacer. Trochę wiało. Szłyśmy opustoszałymi ulicami mijając w przepisowej odległości inne psy.

Na jednym z placów zabaw siedziało trzech małolatów płci męskiej. Ukradkiem pili piwo i komentowali świat zastany: „K... ale nudy. No, k.... i co tu robić. No, k...” itd. itp. 
Tym razem zwróciłam uwagę, iż na osiedlowych parkingach stoi dużo samochodów. Normalnie o tej porze są puste. Słowem, naród się dostosował. Ludzie siedzą w domach i pilnują dzieci. Spotkałam znajomą idącą do pracy. Z przepisowej odległości wymieniłyśmy kilka uwag na temat małolatów z piwem. „Powiedziałam mojemu (synowi), że jak wyjdzie z domu to mu nogi z d... powyrywam. Ma siedzieć przy komputerze i koniec!”.

O, ukochany komputerze! O cudowny internecie! Jak dobrze, że jesteście!

Po powrocie przypomniałam sobie, że w czasie zarazy trzeba się odpowiednio odżywiać. I zupełnie nie wiem dlaczego skojarzyło mi się to z morskimi wyprawami Kolumba i kiszoną kapustą. No nie, akurat kapusty to mój organizm nie toleruje. Wzdęcia mam. I inne rzeczy też. Ugotowałam pomidorówkę. Przy okazji przejrzałam tzw. zapasy. Nie jest źle, miesiąc przeżyję.

Teraz czas na kolejną ucztę intelektualną. Była ambitna książka. Będzie ambitny film - „Kobieta i mężczyzna” francuski film z 1966 roku w reżyserii Claude’a Leloucha. Oglądałam go dwa razy i nie zakumałam za co dostał Oscara.
Po raz trzeci nie zakumałam. 

Sięgnęłam po kolejny filmowy antyk „Nieustraszeni pogromcy wampirów” niemodnego obecnie Romana Polańskiego. Humor mi się poprawił, może również dlatego, że postanowiłam odkazić wnętrze organizmu podwójną wódką z cytryną.

Tymczasem w internecie ogłoszono, że szpital w mojej miejscowości będzie szpitalem zakaźnym, tylko do dyspozycji wirusa, znaczy się ludzi z wirusem. Od razu powstała petycja do ministerstwa i prezydenta, żeby tego miastu nie robić. Szpital nie jest przygotowany. Ma tylko 23 respiratory, w tym kilka dla dzieci i tylko dwóch lekarzy specjalistów. Ktoś nawet napisał, że znowu cały syf trafia do Łomży. Kiedy zwróciłam mu uwagę, że chorzy to nie syf, post zniknął.

Petycję dostałam od wielu osób.

Nie podpisałam.

Uznałam, że to nie fair wobec ewentualnych zarażonych .

Jeśli rzeczywiście szpital nie jest gotowy, to odpowiedni ludzie podejmą odpowiednią decyzję.

I wszystko było fajnie, dopóki nie zadzwoniły rodzone pociechy. Oboje ciężko pracują i rzeczywiście nie mają czasu na śledzenie komunikatów zarazowych. Teraz też źle usłyszały. Córka, że Warszawę zamykają, syn, że to samo czeka „Biedronkę”.
Poinformowałam, że granice zamykają, a sklepy spożywcze mają być otwarte. Co z przemysłowymi? A taki Lidl to nie wiadomo, czy spożywczy, czy przemysłowy. O 21.00 zarządziliśmy rodzinne zakupy. Nerwowe zakupy.

W najbliższym mi dyskoncie nie było maki, kasz, mleka i oczywiście papieru toaletowego. Kupiłam tyle, żeby zapełnić lodówkę na kolejne dwa tygodnie. Jakieś konserwy rybne, jakieś pasztety, jaja i pierogi w promocji. Niestety, w tym punkcie sprzedaży akurat nie było odkażacza wewnętrznego 40%, a przy nerwówce moich dzieci to byłoby najbardziej wskazane.
I kolejne skojarzenie, literackie rzecz jasna - „Dżuma” Camusa - pani Rieux – matka lekarza, przybyła do miasta tuż przed zamknięciem bram, aby opiekować się synem pod nieobecność jego żony. „Była to mała kobieta o włosach przyprószonych srebrem, o oczach czarnych i łagodnych”. Jej spokój i troska napawały doktora nadzieją i dodawy mu sił do dalszej walki z epidemią. Kobieta zaprzyjaźniła się z Tarrou i wraz z synem czuwała przy łożu śmierci przyjaciela.
Zatem muszę zachować spokój, chociaż to ja jestem w grupie najwyższego zagrożenia....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I

  Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I  Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... Wszystko zaczęło się jednak wcześniej.... 8 marca 2020 - niedziela Właśnie wracam do Łomży. Pewnie do domu, bo tam mam swoje M... Ale to nie takie jasne. Wracam z Wałbrzycha. Niektórzy mówią, że ze Szczawna Zdroju. Bo od szesnastu lat, jeżdżąc do ukochanego rodzinnego Wałbrzycha, kwateruję w Szczawnie Zdroju. Odległość między miastami jest żadna. Ulica podzielona znakami na dwie części. Z jednej Andersa w Wałbrzychu, z drugiej – Solicka w Szczawnie. A w uzdrowisku więcej tańszych kwater do wynaję...

Narodowa kwarantanna L - Niech się świeci 1 Maja

film na dziś „Biało-niebieski sen” https://www.youtube.com/watch?v=3UuMwDek6U8 Oto kochani zbliżyliśmy się do takiej rocznicowej cyfry. Pierwszy felieton napisała dla Was 13 marca... który jest dziś.... widać. I to już będzie koniec... Koniec mego pisania pod hasłem „Narodowa kwarantanna”. Bo inne felietony oczywiście będą, nie codziennie, ale będą. Zatem tak całkowicie nie opuszczajcie cioci Grażynki. Dlaczego akurat dziś kończę? Pierwszy powód to oczywiście wymieniona powyżej cyfra. Chciałam co prawda dociągnąć do tej oznaczającej mój wiek, ale pomyślałam o kłopotach. Kłopotach tematycznych. Od kilku dni przerzucam sieć, nawet programy w różnych tv zaczęłam oglądać, by znaleźć natchnienie. Kiepsko jest. Zauważyłam, że mały, wredny hitlerek zaczyna znikać. Oczywiście, że nie z naszego życia. Z ekranów. Monitora i telewizora w moim przypadku. Jest go coraz mniej, a jego miejsce zajmują wybory. Jasne, że prezydenckie, nie te związane z zakupami, czy kupić „Żu...

Narodowa kwarantanna VI – Nuda

18 marca 2020                  film na dziś "Potop" Wczorajszy dzień rozpoczęłam od przeliczania dawki leku dla swojej suni. Normalna procedura po ataku padaczki. Tabletka, którą posiadam to 100 mg, jej średnica – 1cm. Ten centymetr kroiłam do tej pory na osiem części, bo pies przyjmował 2x12,5 mg, dziennie – 25 mg. Teraz trzeba zwiększyć dawkę o połowę. Jako, że jestem specjalistką od nauk humanistycznych i na bank mam dyskalkulię, przeliczenie było dla mnie matematyką większą. No nie, bardziej się tej tabletki nie da pokroić. Trzeba zmienić sposób dawkowania. Na noc – 25 mg, czyli jedna czwarta tabletki, a na dzień – 12,5 mg czyli owa jedna ósma. Krojenia będzie mnie. Wiem, że najlepiej gdyby były takie dawki bez potrzeby krojenia, ale przez ostatnie pół roku mój, to znaczy Kulki, lekarz nie mógł ich w hurtowni namierzyć. Wypisywał zatem receptę, a ja kupowałam luminal w normalnej aptece. Mam co prawda kilka listków z dawką odpo...