Przejdź do głównej zawartości

Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część III

  


Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część III 


Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... A potem trwało, trwało, trwało.... 


26 marca czwartek 2020


Podstawowym problemem mego życia na kwarantannie, nazwanej przeze mnie „narodową” w przeciwieństwie do tej prywatnej, przymusowej, jest nadal znalezienie tematu na bloga. Oczywiście mogłabym pisać o swoim strachu, niekiedy przerażeniu. Nic z tego. W pisemnym wyrażaniu uczuć o charakterze negatywnym nigdy nie byłam dobra. No, może czasem jakiś smętny wiersz napisałam. Ale nagrody dostawałam za twórczość radosną. Pisanie było zawsze dla mnie specyficznym odreagowaniem. Jak coś napisałam z tzw. jajem, to od razu mi się humor poprawiał.

Po dwóch tygodniach życia w zamknięciu (ha ha, a myślałam, że to będą tylko dwa tygodnie), zakres tematyczny pisanych tekstów jest bardzo ograniczony.

W internecie ciągle to samo. Ktoś rzucił hasło, że w jego bloku ktoś jest na kwarantannie prywatnej i trzeba blok omijać. Oczywiście, że o tym przykładzie debilizmu skrajnie wrednego piszę.

Rusza tzw. zdalne nauczanie. System siada. Też o tym pisze.

Nieustannie czytam i analizuję teorie spiskowe. Jest ich coraz więcej i są coraz ciekawsze. Wszak naród, nie tylko polski, siedzi zamknięty w domu i wymyśla, korzystając z zasobów internetowych skąd wzięła się „zemsta nietoperza” lub „mały, wredny hitlerek”, jak ja zarazę nazwałam.

Wprowadzam w swoim życiu kilka zmian. Na dłuższy spacer z Kulką wychodzę wieczorem. Cisza i spokój. Nikogo na horyzoncie. Gwiazdy nade mną i wszystkie ścieżki pode mną. Puste. Opuszczone. Zarastające... Nie, chyba nie... Oprócz ciszy panuje susza. Trawnik pod blokiem był bardziej zielony w czasie, co zimą być powinien. Teraz wysycha.

Może by tak bloga o tym?

Moja sunia na spacerze jest wyjątkowo spokojna. Wpadam na pomysł i biorę ze sobą smycz treningową. Taką, co ma piętnaście metrów. Używam jej jedynie na plaży, kiedy jedziemy do Ustki. Jako że Kulka musi być na smyczy, po osiedlu, nawet pustym, nie biega swobodnie. Będąc na takiej smyczy – czuje się jak na wolności. Zaliczamy górkę, wszystkie alejki, rzucamy patykiem, łapiemy go... To znaczy ja rzucam, sunia łapie. Rzut wychodzi mi fatalnie. Jasne, przecież pchałam kulą i rzucałam dyskiem. Oszczepem nigdy nie potrafiłam.

Zmieniam również coś w rozkładzie dnia. Po powrocie z nieco już krótszego spaceru popołudniowego, nie oglądam filmu. Szykuje kawę, ciastko i kieliszek czegoś procentowego. Siadam na balkonie. Oczywiście, że się ubieram. Włączam adapter, nazywany również gramofonem i słucham starych płyt winylowych.

Winyl trzeszczy, ale taki jego urok. Czasami się zacina. Wtedy wystarczy popchnąć rączkę z igłą do przodu i muza nadal leci. Czasami sam przeskoczy. Tak jest w przypadku jednej piosenki na starej „Ciemnej stronie księżyca” grupy Pink Floyd. „The wall” jest bez zakłóceń. Ale tylko dlatego, że to reedycja. Doczekałam bowiem czasów, kiedy stare płyty winylowe nagrywane są na nowo. „Ścianę” dostałam od swoich dzieci pod choinkę.

Moje kwarantannowe postanowienie – każdego dnia jedna płyta – przerażają mnie w momencie, kiedy przeliczyłam płyty. Mam ich pięćdziesiąt.

Tyle dni ma jeszcze potrwać ta kwarantanna? Tyle dni mam siedzieć w domu? Znowu przerażenie i strach.

Na szczęście Krzysztof Klenczon śpiewa „Hej Johnny Walker! Dla bezdomnych dom” (piosenka „Port”), a ja przypominam sobie, że ów pan, znaczy się ten Johnny jest w barku. Może uda się przerwać. A jak zabraknie... sklepy monopolowe otwarte.

Dziwnie no nie? Człowiek może wyjść z domy tylko w uzasadnionym przypadku, po takie zakupy pierwszej potrzeby na przykład, a taki monopol otwarty. Artykuł pierwszej potrzeby?

Był to pierwszy nonsens całej kwarantanny, który odkryłam. Nie, bloga o tym nie było. Jeszcze by sklep zamknęli. Sąsiadka w nim pracuje. Kobieta straciłaby pracę, umarła z głodu.... Dobra, dobra, nie o sąsiadkę mi chodzi.... już ściemniać nie będę. O taką polską gospodarkę chodzi. O wysokie podatki ze sprzedaży tego alkoholu chodzi. Szkoły się z tego utrzymuje. Nauczycielom pensje płaci. Nie będzie picia, nie będzie forsy.

Tak więc słucham tych płyt winylowych i oglądam oczywiście filmy z kaset VHS i płyt DVD. Oj, kiepska jakość produktów. Kaseta jeszcze jako tako, ale kilka już muszę usunąć, bo albo obrazu nie widać, albo głosu nie słychać. Z DVD jest jeszcze gorzej. Jedna rysa i nici z projekcji. Do kosza. Którego? Tego z plastikiem, czy na odpady zmieszane?

Aha, powinnam odnieść do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Teraz, w czasie kwarantanny?

Odpuszczam sobie likwidację płyt.

Udaję się na rozmowę z Johnnym. Na balkonie.


2 kwietnia czwartek

Oczko. Według mego liczenia – dwudziesty pierwszy dzień narodowego siedzenia na du...

Odkrywam, że żyję ekologicznie. To znaczy ja w ogóle żyję ekologicznie. A teraz to już podwójnie. O tym bloga piszę. Nie wspominam o stanie kasy. Własnej. Czyli konta.

Zakupy robi mi syn. W soboty podwozi i wnosi do domu. Z paragonem. Wszystko zgodnie z dostarczonym drogą elektroniczną spisem. Artykuły pierwszej potrzeby.

Minęły właśnie dwa tygodnie od wpłynięcia na konto mego stypendium z ZUS-u zwanego emeryturą. Robię przelew synowi i odkrywam rzecz niesłychaną.

Mam pieniądze.

Zaoszczędziłam.

Dokonuję analizy wydatków.

To mi potrzebne. Tamto nie.

Tego nie kupuję, tamto kupuję.

To znaczy syn kupuje, bo mu każę.

Odkrycie na miarę Kopernika.

Człowiekowi do życia nie potrzeba wiele.

Dzwonię do koleżanki, by się swym odkryciem podzielić. Twierdzi, że jeszcze nie zrobiła takiego rachunku, ale chyba jestem bliska prawdy.

Druga koleżanka wie o tym od dawna. Choroba nie pozwala jej na częste odwiedzanie sklepów. Potwierdza, że człowiekowi nie trzeba wiele. Ona akurat więcej wydaje na lekarstwa niż na żarcie. No właśnie, kto powiedział, że każdego dnia rano muszę jeść ciepłe bułeczki, popijając kakao? A taka owsianka na mleku nie wystarczy? I zdrowo i tanio.

Mnie tam wystarczy. Kaszę manną na mleku też lubię.

Moja córka nie lubi.

Staję na wadze.

Rety! Cztery kilo mniej!

Akurat w przypadku mojej wagi to niewielki ubytek, ale zawsze coś.

W internecie ostrzegają, że siedząc w domu łatwo można przytyć. Jestem tego zaprzeczeniem.

Ciekawe, dlaczego nie tyję mając wrodzone skłonności do tycia? Może od tego częstego mycia rąk? Tłuszcz zmywam... Od jazdy na rowerku stacjonarnym? Od wyjątkowo długich spacerów z psem?

Kolejną zmianę dostrzegam podczas mierzenia poziomu cukru. Tak, mam cukrzycę. Taką, jaką mają otyli ludzie 60+.

Poziom cukru – wyjątkowo jak na mnie niski.

Nie wierzę.

Prowadzę obserwację dwa razy dziennie.

Palce mnie już od kłucia bolą.

Nadal to samo.

Synowa twierdzi, że to od wyjątkowo regularnego sposobu odżywiania się.

Nie ta się ukryć. Obecnie jem o tych samych porach. Jem ekologicznie, o czym było wcześniej.

Czy się denerwuję?

Oczywiście. Bywam wystraszona i przerażona. Zwłaszcza po wysłuchaniu programu informacyjnego w którejś z tv lub przejrzeniu stron internetowych.

Zdarza się jednak coraz rzadziej. Celowo unikam częstego kontaktu z wiadomościami. Tak metoda na opanowanie własnej psychozy, żeby w nią nie wpaść po same uszy.

W laptopie najczęściej sprawdzam, ile osób przeczytało mego bloga.

Słowem – nerwy jeszcze na wodzy...

Jak jeszcze długo?

Kiedy mnie puszczą, tak jak sąsiadkę?

W jaki sposób spanikuję?

Będę płakać? Muszę do listy zakupów dopisać chusteczki higieniczne....

Wytłukę naczynia?

Nakrzyczę na psa?

O, i to jest właśnie powód do niepokoju....

Zbyt duży spokój...

Typowa cisza przed burzą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I

  Jak pisałam bloga.... wspomnień pandemicznych część I  Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... Wszystko zaczęło się jednak wcześniej.... 8 marca 2020 - niedziela Właśnie wracam do Łomży. Pewnie do domu, bo tam mam swoje M... Ale to nie takie jasne. Wracam z Wałbrzycha. Niektórzy mówią, że ze Szczawna Zdroju. Bo od szesnastu lat, jeżdżąc do ukochanego rodzinnego Wałbrzycha, kwateruję w Szczawnie Zdroju. Odległość między miastami jest żadna. Ulica podzielona znakami na dwie części. Z jednej Andersa w Wałbrzychu, z drugiej – Solicka w Szczawnie. A w uzdrowisku więcej tańszych kwater do wynajęcia. Od d

Jak pisałam bloga - pandemicznych wspomnień część VI

   Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... A potem trwało, trwało, trwało....  2 maja 2020 sobota Wczoraj napisałam ostatni tekst na bloga. Numer 50 o narodowej kwarantannie. Według mnie właśnie się skończyła. Rano wstałam około 8.30. Ubrałam się w zestaw psi i wyprowadziłam Kulkę na trawnik przed blok. Po powrocie nakarmiłam ją, zrobiłam sobie kawę... nie pamiętam już, czy wymyłam ręce.… Tak od dziesięciu lat zaczynam każdy poranek. Dlaczego stał się taki szczególny podczas kwarantanny? Nie wiem. Nie rozumiem. Dlaczego przestałam pisać o wirusie? Ja wiem, a wy dziennikarze, fotoreporterzy i inni ksz

Jak pisałam bloga - wspomnień pandemicznych część IV

    Jak pisałam bloga - wspomnień pandemicznych część IV Kiedy rozpoczęła się narodowa kwarantanna, a było to 12 marca 2020 roku, postanowiłam, że na swoim blogu będę codziennie pisać teksty o własnych przeżyciach związanych z tym wydarzeniem... Oprócz poczucia obowiązku wobec przyszłych pokoleń, żeby wiedziały jak to ongiś bywało, pisanie spełni wobec mnie funkcję terapeutyczną. W końcu mam być zamknięta na 48 metrach, kwadratowych rzecz jasna, przez... przez.... może dwa tygodnie... A potem trwało, trwało, trwało....  9 kwietnia 2020 zwartek  Coś się ruszyło. Nareszcie. Są jakieś tematy do omawiania na blogu. Rośnie liczba teorii spiskowych. Jedna lepsza od drugiej. Dzięki nim wiem już, co to technologia 5G. To znaczy dalej nie wiem, ale wiem, że takie coś jest. Kolejny film. Kolejna książka. Kolejna płyta winylowa. Każdego dnia wstaję około 8.30, myję dłonie, wskakuję w psi zestaw ubraniowy(kurtka i spodnie na piżamę) i wyprowadzam Kulkę na trawnik przed blokiem. Po powrocie myję dł